Audyt

By

Najpierw Magda. Magda odebrała telefon głosem nastolatki, którą właśnie zostawił chłopak. 

fot. Marcus Spiske

– Tak, oczywiście, możemy zaczynać, czekałam na pani telefon. Tak, czuję się świetnie, angielskiego uczę się od szkoły podstawowej, bardzo lubię moją pracę, daje mi ona mnóstwo możliwości, głównie rozwoju, jestem team liderem i mam pod sobą pięcioosobowy zespół, praca zespołowa jest bardzo ważna, bardzo miła atmosfera również. Zajmuję się sporządzaniem raportów i weryfikacją procesu, robię szkolenia na temat procesu i raporty ze szkoleń. Ogólnie mówiąc zajmuję się procesem i w tym też kierunku chciałabym się rozwijać, jak najbardziej podoba mi się moja praca, czasem muszę zostawać po godzinach, ale wiadomo jak jest, prawda? Wiadomo. Wakacje? Rzadko kiedy wakacje… Cały wolny czas i wysiłek wkładam w budowę domu, już właściwie mieszkam, już wszystko gotowe. Do pracy jadę 50 minut, ale to super, bo znajomi to ponad godzinę niekiedy, korki, światła, wie pani. Jeśli chodzi o hobby, to najbardziej lubię spotykać się ze znajomymi i na weekend, jeśli chodzi o plany, to planuję właśnie się z nimi spotkać, często też jeżdżę do rodziców, do małego miasta, odpocząć, wie pani. To już? Ja również serdecznie dziękuję, było bardzo miło, pozdrawiam i do usłyszenia. 

Tyle powiedziała Magda. 

Magda nie powiedziała natomiast, że tak naprawdę to ani się tak nie zacina, gdy z kimś rozmawia, ani nie śmieje nerwowo po każdym słowie, a zdarza się to jej jedynie pod wpływem stresu i nienawidzi siebie za to tak bardzo, że wieczorem zje całe opakowanie ptasiego mleczka i zapłakana pójdzie do łóżka. Może zwymiotuje, żeby przez chwilę poczuć się lepiej i nic nie przytyć. Nie powiedziała również, że ma męża i córeczkę. Ciekawe, czemu Magda nie powiedziała, że ma męża i córeczkę? Może za bardzo by ją bolało kłamanie również o tym, że ma szczęśliwą rodzinę, skoro jedyne co robią wspólnie, to wpatrywanie się w telefony przy stole. Nie pisnęła słowem, że pracuje na dwa etaty, żeby zarobić na ratę kredytu i przedszkole córki, a jeśli chodzi o luksusy to z jej pensji team leadera mogą sobie pozwolić co najwyżej na zmywanie naczyń w ciepłej wodzie i warsztaty tworzenia lasu w słoiku. Nie powiedziała też, że z ciekawszych rzeczy, które ostatnio przeczytała, to gazetka z promocjami. Że to, co może mi polecić, gdybym była turystką w jej mieście, to kilka dobrych dyskontów. 

Magda nienawidzi swojego ciała. Nienawidzi za rozstępy, za krągłości. Nie znosi siebie, bo mąż nie chce jej już dotykać, mimo że to jedyne, czego jeszcze pragnie Magda. 

Magda nie powiedziała również, że wcale nie chciała jechać na wakacje do Chorwacji, tam, gdzie zresztą pojechali w tym roku wszyscy. Nie powiedziała, że boi się małego życia. Takiego, że śniadanie, szczawiowa z ziemniakami i raport. Albo urlop w sierpniu, zupełnie jakby nie można było w styczniu. Boi się tego, że umrze, zagrają jej Time to say goodbye i pójdą zjeść kotleta. I jej wszystkie dylematy staną się takie małe, malutkie, że aż się będzie śmiała, że tak się można skurczyć, schudnąć szybko jak na diecie białkowej. „Za szybko chudnę”. Okładka szmatławca. Okładka brukowca jej małego życia.  

Poza tym Magda jest prawdopodobnie drobną, ładną brunetką. Jest też absolwentką  wydziału ekonomii. Po angielsku mówi na poziomie B2 minus i nie ma absolutnie żadnej okazji do jego używania, mimo że ta umiejętność wymagana jest w celu otrzymania pracy nawet na szczeblu o trzy stopnie niższym w drabinie korporacyjnej.

Łukasz.

Łukasz odebrał po trzech sygnałach. Wiedziałam, że pierwsze dwa przeczekał specjalnie – tak się robi, gdy czeka się na ważny telefon. 

– Siedzę w samochodzie, ha ha, taka sytuacja, wie pani, malutka córka w domu, więc i o chwilę spokoju trudno. Tak, możemy od razu po angielsku. Córeczka? Ola, trzy latka, urocza, cały wolny czas jej poświęcam, na wakacje pojechaliśmy do Chorwacji, polecam, jestem menadżerem zespołu, tak naprawdę to ukończyłem prawo, nawet doktorat zrobiłem, ale moja obecna praca jest bardzo rozwijająca, doszkalam się, nowe umiejętności nabywam, czasem nawet się zdarzy, że muszę iść do sądu, więc to nie jest tak, że nic z tym prawem… Tak, doktoryzowałem się z inwestycji publicznych, ciekawy temat, mam klientów „na boku”, jestem przecież radcą prawnym. To już? Ja również dziękuję, miłego dnia, do widzenia i pozdrawiam, do usłyszenia i jeszcze coś na koniec dorzucił. 

Łukasz siedział w samochodzie jeszcze około dziesięciu minut. Tyle sobie dał wolności, tyle wyrwał światu i dziękował mi w myślach za tę chwilę, za to że skończyłam przesłuchanie szybciej i mógł popatrzeć przed siebie pustym wzrokiem, popatrzeć na Wisłę, która stoi w miejscu, jak jego życie. Mógł się zmiażdżyć, skarcić za to, że zapomniał jak się nazywa ZUS po angielsku, przecież powinien wiedzieć, a tak w ogóle, to po co się ładował w ten temat. Łukasz nie powiedział, że gra w szachy na odległość z przyjacielem z liceum i że jest to najbardziej realna więź, jakiej ostatnio doświadczył. Nie powiedział, że nie lubi, gdy ktoś mu życzy miłego dnia wychodząc z windy, bo jest to sztuczne jak kwiaty na grobie jego matki. Że dusi się swoją żoną, której jest za dużo, która nie wiadomo kiedy stała się kolejnym zobowiązaniem, ratą do spłacenia, kontraktem pełnym klauzul abuzywnych bez możliwości wypowiedzenia. Nie powiedział, że jeżeli basen przecieka, to nie jest wina wody, tylko basenu i że jest to jedyne co wie jeśli chodzi o jego małżeństwo, a już na pewno, na pewno nie powiedział, że co tydzień jeździ pod restaurację do której zabierał miłość swojego życia, którą potem zostawił ze zwykłego tchórzostwa, zamknął ich uczucie, tak jak zamknięto tę knajpę. Ona zaś stała się miłością jego życia głównie dlatego, że nigdy ze sobą nie zamieszkali, bo tak to działa, tak to się odbywa jeśli chodzi o te wszystkie miłości życia i Łukasz to wie. Poza tym Łukasz ma męski, niski głos i prawdopodobnie wygląda jak ktoś kto zorientował się, że całą młodość zmarnował na bycie młodym, a teraz jest za późno. “Ruszyła maszyna po szynach ospale”, a teraz “gładko tak, lekko tak toczy się w dal, jak gdyby to była piłeczka, nie stal”. 

Seba.

Z Sebą jest inaczej. 

Seba powiedział dokładnie to, co myślał. Seba nie ma nic do ukrycia i chociażby dlatego jest lepszy, brawa dla Seby, który wygrywa teleturniej zwany życiem, w nagrodę buziak od naszej hostessy, buziak dla Seby, który się nie zastanawia i nie rozważa, bo to strata energii, to dobre dla filologów a Seba wie, czego chce i będzie to miał. Nie po to wyjechał ze swojej wsi, by do niej nie wrócić Mercedesem z piękną blondynką na siedzeniu pasażera, ponieważ Seba jest właśnie dwa tygodnie po ślubie, wesele było zacne, dużo dobrego jedzenia, dużo zabawy, wynajęliśmy salę pod miastem, a tak w ogóle to bardzo mu się podoba bycie żonatym. Seba ma najmodniejszą fryzurę tego sezonu, włos podgolony a grzywka gładko na bok. Kocha swoją żonę miłością, która mi, dziewczynie zza słuchawki, wydaje się pewnie gorsza niż miłość biznesmena z Doliny Krzemowej, bo to miłość Seby. Gdy tymczasem miłość to miłość, a ja jestem zblazowaną panienką, co życia nie zna i wydzwania po ludziach sprawdzając poziom angielskiego, podczas gdy sama jego znajomością nie grzeszy. A tak w ogóle to jeszcze jej się wydaje, że jego związek nie przetrwa największego wyzwania dla nowożeńców, czyli składania mebli z Ikei. 

– I jeszcze na koniec, wie pani, może by pani jakoś lepiej ten mój angielski oceniła, ja wiem i sprawę sobie zdaję, że sporo niedociągnięć jeszcze przede mną, tzn. we mnie, ale wie pani, żeby to ładnie wyglądało, bo to na papier potem idzie… 

Otóż wiem panie Sebastianie, proszę się nie martwić, ja źle nikomu nie życzę, ja już nie słucham właściwie, ja już, panie Sebastianie, tylko się modlę, ale o tym później, teraz do usłyszenia, pozdrawiam, cześć. 

***

– Pani Marto, jesteśmy bardzo zadowoleni z pani audytów językowych, ale proszę zadawać również inne pytania… O zagrożenia związane z Internetem na przykład, globalizacją, o think tanki może, nie wiem… że gdybyś był ministrem swojej branży, jakie kroki byś podjął, no pani Marto… 

– Pani Anno, ile razy w ciągu jednego dnia byłaby pani w stanie wysłuchać tej samej odpowiedzi? I niech mnie pani zwolni, bo będę bluźnić. Będę obrażać i nie będę szanować. Będę mówić to, czego się nie mówi. Ja się, Pani Anno, potem modlę.

***

Modlę się o ogień, pożar, który strawi całe miasto, wybuchnie o świcie, wybuchnie szybko, ale cicho, wybuchnie, zanim dzieci wybudzą się z ciepłych snów, zanim przeklniesz budzik, zanim mleko wykipi. Niech zastanie nas nagich, nieprzygotowanych, na zwolnieniu od życia. Niech zastanie nas w jednej skarpetce, w jednym bucie, w pół kroku, w łazience niech nas zastanie. Niech spali metro, zamieni w popiół dwie linie, jak knoty tanich świeczek z Ikei na parapecie. Niech się zajmą od nich zasłony, niech nas wszystkich dym zadusi i stłamsi w zalążku. Spal nas, Boże, bo sami tego nie zrobimy, zamień w popiół te same myśli, te same chińskie ubrania, samochody i pragnienia. Zwęglij to wszystko, zanim się pozabijamy, zanim zeżrą nas dedlajne’y, zabiją aplikacje, zanim się udławimy obłudą, zanim nas wyślą na Marsa.

Spal Krakowskie Przedmieście i palmę – niech płonie jak pochodnia. Spal domy, które umiemy urządzić, a nie potrafimy stworzyć. Spal targowiska, kebaby, Dworzec Zachodni i budy z tłustymi frytkami. Spal domy centrum i przedmieścia. Spal porsche i mercedesy. Spal papiery – zbierz “śmieciowe umowy”, kiepskie zlecenia, wysokie rachunki, niechciane listy, weksle i czeki, ulotki i brukowce. Wyrzuć przed Pałacem Prezydenckim stos faktur, wypowiedzeń, certyfikatów, kart gwarancyjnych, aktów stanu cywilnego i dzienników, podpal jednym dmuchnięciem, bo inaczej zaleje nas ta masa, przejedzie walec i przerobi na makulaturę, którą i tak się powoli stajemy, zrób to, Boże, ocal nas płomieniem.

Podpal kolejki, te do kin i Manekina. Wejścia do metra i wyjścia ze Stadionu. Podpal smutne twarze, spal wszystkie maski, bo nie potrafimy pokazać żadnej emocji, bo myślimy już tylko o tym, by ją ukryć, by ładnie wyglądać. Spal hipsterów roznoszących głupotę jak wąglika, w aktówce kupionej za pieniądze ojca. Spal kawiarnie z kawą na wynos, na którą nas nie stać, kawą na zawołanie, na własne imię – hasło tak puste, jak tylko pusty może być człowiek. Spal Piotrusiów Panów, którzy kleją się do młodości jak kleszcze i żłopią energię słabymi tekstami o nieśmiałości, złym dzieciństwie i Świętym Mikołaju, którego nie ma, przez co są tacy smutni. Spal tych, co mówią źle, niedokładnie, niestaranie. Spal zdradzających – dziesięć lat w płomieniach za każdy telefon od żony, którego nie odebrali, dziesięć za miłe słowo, którego nie powiedzieli, dożywocie za to, że w ogóle coś komuś obiecywali. Spal wszystkie nieszczere uśmiechy, wszystkie łapska wsadzane między nogi, które tego nie chcą, wszystkie usta wypowiadające zbędne słowa – zrób to, zanim ześlemy na siebie potop bełkotu.

Spal rzesze kobiet zrobionych na pokaz, umalowanych fabrycznie, urodzonych w zestawie z kredką do powiek, zlepionych na stałe z podkładem, pudrem i różem, ze szminką wrośniętą w nabłonek warg, nie do zmycia, nie do usunięcia, choćbyś ścierał poślinioną chusteczką w niedzielę, choćbyś całował w sobotnią noc. Ocal je, zanim urodzą dzieci, ostatnią deskę ratunku wypalonych związków, nadzieję w nich pokładaną, odroczeniem wyroku i obietnicą, którą składa życie w niewiadomej sprawie. Spal twarze, spal lalki, spal chodzące okładki i redaktorów gazet, którzy decydują o tym, co piękne w obecnym sezonie, spal mężczyzn, którzy to głoszą. Spal gromady szukające siebie w galeriach handlowych, dnia świętego nie święcące. Spal śpiących na wykładach, bo i tak nie spełniają marzeń, których już zresztą nie mają, bo mielą w głowie hasła z reklam, teksty z seriali i nagłówki gazet, spal ich razem z dzisiejszym wydaniem. Spal słuchawki włożone do uszu, bo słychać w nich tylko hity na jedno kopyto, powtarzane boleśnie jak rażenie prądem dopóty, dopóki ich nie polubisz, dopóki sam się nie zaczniesz upominać o hit swojego życia. Zrób spięcie, największe spięcie świata, niech płoną neurony i szare komórki, szara masa którą jesteśmy, ale wcześniej puść komunikat: ”game overfrajerzy, kto się nie schował ten kryje, zmarnowałeś jedyne życie, bardzo mi przykro”. 

Spal call centre, niech nikt już o nic nie pyta, niczego nie żąda, niech nikt nie odbiera telefonów, niechcianych jak strudzony wędrowiec w Wigilię. Spal kochanków i ich puste przysięgi, co zajmą się płomieniem od razu, bo są papierowe, z toaletowego papieru są i były nadwątlone już w momencie ich składania – złóż je na stosie faktur, są tylko transakcją, są kolejną wymianą. Spal tych co się zgubili, tych co nie śledzą już swych myśli, mowy i uczynków, spal biednych i bogatych, bo nie wiedzą co czynią. Ześlij ogień, bo wypełniamy się pustymi stronami, stajemy białą kartką z twarzą myślą nieskalaną, spal nam ciało, bo duszy i tak już nie ma. Spal jak certyfikaty, których potrzebujemy, żeby się potwierdzić i utwierdzić, usprawiedliwić bezczelność istnienia. Spal nas co do jednego Boże, bo wcale nas nie stworzyłeś na swój obraz i podobieństwo – spal, bo pragniemy więcej, niż jesteśmy w stanie udźwignąć.

Spal ubrania, bo śmierdzą tym miastem i wiatrem zmiany – tej złej i dobrej, zmiany odmienianej przez wszystkie przypadki, okraszonej już każdym przymiotnikiem, śmierdzą dymem z klubów, tłustym smogiem śmierdzą. Spal kalendarze, bo każdy miesiąc bez kolejnych zer na koncie jest miesiącem straconym, jest przegrany – spal je, bo i tak żadnego dnia nie przeznaczymy na to, by przerwać te wyścigi, zakończyć, powiedzieć “dość”. Spal pościel, bo to w niej się pocimy w nocy, gdy w dzień nie uda się czegoś udowodnić. Zabij nas, bo jesteśmy jak ćpuny uwagi, którzy nienawidzą siebie za każde słowo, każdy ruch, który jest ruchem frajera, gestem śmiecia, ale najpierw spal mnie.

Spal mnie, bo jestem zmęczona, bo mam ciało z ołowiu i modlę się, bo choć przez chwilę chcę uwierzyć, że to Ty jesteś tym, który wszystko wie, zna mój gest, słowo i uczynek i każdy włos na mej głowie ma policzony, mimo że wiem, że to Facebook, że to Google i Amazon zna mój następny ruch, wie co czuję i czego pragnę na długo zanim się zorientuję, że wcale nie pożądam tego, co mi właśnie sprzedali.

Spal nas, Boże, bo ta śmierć będzie jak długi weekend, wybawienie jak kurwa mać, które nam zresztą obiecałeś. Wysłuchaj mnie, Panie, święć się imię Twoje.

Amen.